Jasełkowe przedstawienie nieznanego mi autora (onegdaj wyszperane) stanowi kanwę wigilijnego wieczoru. Idealnie oddaje atmosferę i nastrój religijny, lecz przekazuje także głębsze, humanistyczne treści.
Scenariusz wspólnej kolacji wigilijnej dla dziewcząt, wychowawców i rodziców w grupie pierwszej.
Cele ogólne:
- integracja grupy;
- kształcenie umiejętności posługiwania się formą literacką.
Cele szczegółowe:
- tworzenie atmosfery współpracy w grupie;
- doskonalenie umiejętności mówienia o swoich uczuciach;
- budowanie więzi międzyludzkich.
Metody: wpływu sytuacyjnego (instruowanie, organizowanie doświadczeń), drama, obserwacja.
Środki dydaktyczne: dekoracja, magnetofon, kasety z kolędami.
Scenografia: W uroczyście przystrojonej świetlicy (choinka, ręcznie wykonane ozdoby świąteczne) centralne miejsce zajmuje stół. Na białym obrusie zdobnym w ręcznie wykonane elementy, stoi zastawa przygotowana na 18 osób. Na Wigilii gościmy najbliższych naszych wychowanek. Bogate menu (barszcz z uszkami, pierogi z kapustą, śledzie, sałatki, ryba po grecku, sernik, jabłecznik, makowiec, pierniki, kompot z suszu) stanowią potrawy przygotowane w placówce, ale i poczęstunek mam oraz babć.
Na zaimprowizowanej scenie teatralnej, która stanie się miejscem przedstawienia wydarzeń związanych z przeżywaniem narodzin Chrystusa, widnieje dekoracja. Dziewczęta, ubrane odświętnie, witają kolejno przybyłych gości.
Przebieg wieczoru:
- powitanie wszystkich zgromadzonych;
- zaproszenie do obejrzenia przygotowanych przez wychowawczynie i dziewczęta Jasełek;
- degustacja potraw przy wtórze kolęd i wspólnych rozmowach;
- wspólne śpiewanie znanych, polskich kolęd;
- podziękowanie za udział w tym szczególnym dla wszystkich momencie i pożegnanie wychowanek z bliskimi.
Jasełkowe przedstawienie nieznanego autora stanowi kanwę wigilijnego wieczoru. Idealnie oddaje atmosferę i nastrój religijny, lecz przekazuje także głębsze, humanistyczne treści.
AKT I
SCENA I
BEATA - Ale ciemno dzisiaj na ulicy!
MARTA - Często tu tak bywa! Stale ktoś tłucze lampy…ostatnio mój sąsiad z naprzeciwka złamał nogę.
BEATA - jak jest ciemno, mam wrażenie, że jest pusto…okropne jest to uczucie całkowitej pustki jakby niczego, ani nikogo nie było… nawet mnie.
MARTA - Dobrze, że mamy latarki.
BEATA - Pewnie Edison cieszyłby się twoimi zachwytami! Umocniłby się w przekonanie, że to co zrobił miało jakiś sens.
MARTA - Edison! Co ty znowu z Edisonem? Co z tobą się dzieje? Całe popołudnie jesteś taka smutna i zamyślona, a teraz mi tu jakieś mądrości wygłaszasz.
BEATA - Zamyślona… człowiek czasem myśli…chyba nie dziwi cię fakt, że i mnie się to zdarza?
MARTA - Myślenie to nie to samo, co zamyślenie… zamartwianie się nawet. Ociężałe wpadanie w siebie, chowanie się w sobie. Nie umiem wtedy z tobą rozmawiać, zresztą, nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ty możesz sobie pozwolić na takie niepokoje metafizyczne.
Niczego ci nie brakuje…. Wszystko masz.
BEATA - Mieć wszystko, to nie wszystko.
MARTA - Dobrze, już dobrze, do jutra… o 19!
BEATA - Tak, pamiętam, będę na próbie.
SCENA II
MARLENA - Jutro planują wyjazd do Zakopanego, Bartek ma zabrać nowe płyty na drogę.
MAGDA -Tak?
MARLENA - Nie udawaj, że nie wiesz! Trochę swobody nikomu nie zaszkodzi po takim ciężkim semestrze…
MAGDA - A pomoże?
MARLENA - A właściwie to, dlaczego z nimi nie jedziesz? Są przecież wolne miejsca, a to ludzie z twojej paczki. Cieszyli się na ten wyjazd, a ty robisz jakieś chimery… kobieto! Okazja! Zima, Zakopane!!!
MAGDA - Daj spokój, jakoś nie mogę się otrząsnąć, czuję się tak, jakbym wyciągała rękę szukała kogoś i…. stale dotykała pustki! Tylko…
MARLENA - Wciąż o tym myślisz?
MAGDA - Gdybym wtedy miała odwagę ich powstrzymać nie stałaby się ta tragedia, ale nie, nie miałam odwagi, by powiedzieć: NIE WOLNO WAM!!
MARLENA - To w sumie ich sprawa… może tak musi być, że kiedy nie można być razem, żyć razem-trzeba się rozstać.
MAGDA – Ich sprawa!!! A ja? Nie liczę się wcale w tych kalkulacjach? Ty tego nie pojmiesz. Masz matkę i ojca, który wraca codziennie do domu. Jesz obiad, który ona ci poda i możesz liczyć, że masz komu powiedzieć, co i jak...
MARLENA – Chodź już... strasznie tu ciemno.....I pamiętaj o jutrzejszej próbie!
MAGDA – Tak. Jest bardzo ciemno.
SCENA III
BEATA – To nie potrwa długo....
AGA – Myślisz, że lekarze tym razem nie pomylili się?
BEATA – Przecież widziałaś ją dzisiaj; policzki zapadnięte, blada twarz... Nawet nie może jeść...
MARTA – Chyba nigdy nie zapomnę jej uśmiechu, kiedy układała puzzle z tysiąca elementów... Wydawało się wtedy, że cała zatraciła się w tej czynności. Uśmiechała się tak, by od tego tysiąca kawałeczków zależało coś ważnego. Po szkole biegła do domu i ślęczała godzinami nad tą układanką. Albo, kiedy w konkursie miała recytować ten wiersz...
BEATA I AGA – "A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź, wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj. Ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań we śnie, na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu..."
AGA – Miałam wtedy wrażenie, że nie recytuje Gałczyńskiego, ale coś z siebie. No i masz! Za miesiąc taka wiadomość.....ta choroba...
BEATA – Chodźmy do domu! Jutro próba! Pamiętaj!
AKT II
SCENA I
AGA – Słuchajcie! Kto właściwie wpadł na pomysł zorganizowania tego przedstawienia?
MAGDA – Co za pytanie? To przecież jest zwyczajem, że zawsze coś na Boże Narodzenie przygotowujemy. Tak będzie i w tym roku!
AGA - O, rety! Skoro mamy to robić dla tradycji i zwyczaju tylko, lepiej dajmy spokój jeszcze przed startem. Nie jestem w nastroju, by podtrzymywać jakieś tradycje.
MAGDA – Nie „jakieś”, ale całkiem bliskie. Boże Narodzenie już niedługo. (po chwili) Wczoraj spotkałam mamę Irenki... Pytała, czy już mamy scenariusz, bo ona zawsze angażowała się w przedstawienia i teraz, choć jest w szpitalu, stale o nas pyta.
MARLENA – Co u niej?
(teraz wbiega reżyser)
AGA – O, wreszcie jesteś! Nawet spóźnienie nie psuje ci humoru!
REŻYSER – Ach, kochani!!! Świat jest bajecznie piękny! Szron grudnia mnie oczarował i stąd spóźnienie...
AGA – Zawsze to samo, radość, zachwyt i pogoda ducha! Jak ty to robisz?
REŻYSER – Nie wiem. Staram się żyć po prostu i tak jakoś mi wychodzi. No, a teraz do roboty! Zaczynamy, póki co, niech Matka Boska weźmie dzieciątko i zajmie miejsce gdzieś tu blisko. Musisz pokazać wszystkim, że tulisz w ramionach nadzieję tego świata, kogoś najważniejszego dla ciebie i każdego z nas....To tak trzeba pokazać!
MAGDA – Będzie trudno, mnie nigdy nikt nie tulił. Nie potrafię tego zagrać!
REŻYSER – Potrafisz, bo w tobie jest przecież tęsknota za miłością i to wystarczy, by umieć... Pokaż, jak chciałabyś być przytulona przez matkę... O, widzisz, ile w tobie ciepła i dobroci? Maryja z Betlejem taka jest. Możesz być do niej podobna. A gdzie Józef?
BEATA – Jestem.
REŻYSER – Stań tu, jesteś dla niej oparciem i dajesz poczucie bezpieczeństwa. Tak objawia się twoja miłość do niej.
BEATA - Czasem widzę, jak mój ojciec patrzy na mamę... Pewnie tu jest podobnie...
REŻYSER – O, tak! I gest, ważne są gesty. Miłość musi się objawiać gestem, słowo musi przybierać kształt. Musi stać się konkretem. Dobrze, a teraz dalej. Co my tu mamy w scenariuszu? Zaraz, zaraz...
SCENA II
MARLENA – „Gdzie jest Betlejem pierwszych gwiazd naszych gwiazd? Betlejem snu wśród gołębi śniegu opadających na trawy zapachu pełne?”
MARTA – „W ciemności do siebie idziemy, ja niemy i ty niemy. I znowu się mijamy w ciemności tak bolącej, jak najjaskrawsze słońce, z ustami pełnymi mrozu, z gardłem ściśniętym powrozem. Tak wędrujemy latami, zanim się wreszcie spotkamy dotknięciem palców palcami, jakbyśmy chwycili w dłonie po świeczce zapalonej”.
MARLENA – „A podobno jest gdzieś ulica (lecz jak tam dojść, którędy?)... Ulica Wielkiej Kolędy. Na ulicy tej taki znajomy - w kurzu z węgla, nie w rajskim ogrodzie - stoi dom, jak inne domy. Dom, w którym żeś się urodził...” – to nie dla mnie!
REŻYSER – Co znowu?!
MARLENA – Ten tekst... Ja nie umiem go zarecytować... Dobrze! Wczoraj dowiedziałam się, że nie będzie świątecznej atmosfery w moim domu, bo....zresztą, czy to ważne, dlaczego?
REŻYSER – Myślę, że możesz popatrzeć inaczej, nie zamykaj się w bólu... Takie sytuacje bardzo paraliżują, ale nadzieja... Pomyśl o domu, który ty kiedyś stworzysz... Powiedz to dla samej siebie, dla przyszłości...
MARTA –„A może Anioł co noc do nas woła i pokazuje gwiazdę, a my jej nie widzimy? Cisza dookoła. W łóżko wtula się każdy. Może myślimy: noc, każdy się boi i buty nam przemokną. A na podwórku? Anioł smutny stoi i patrzy w nasze okno. Może myślimy: kto wie, co tam będzie, niech lepiej innych woła. Bo jakoś dziwnie przyszedł po Kolędzie i wstyd nam przez Anioła...”
REŻYSER – Powinnaś wydobyć z tego tekstu tęsknotę i lęk. Rozumiesz? Przecież w nas jest tyle tęsknoty i lęku jednocześnie!
MARTA – „O, narodzony przed wiekami – powiedz w tę noc, gdy głos Twój chwytają nawet uszy zwierząt, czy nasi bliscy, w proch zamienieni, przemówią kiedyś jeszcze do nas?”
MARLENA – „Który się rodzisz co roku między nami”.
MAGDA – „ I z nami wespół błądzisz wśród ciemności”.
BEATA – „Czemu pozwalasz odchodzić nam w noc, gdzie wygasają nadziei gwiazdy?”
AGNIESZKA – „Zawołaj, zapłacz, choćby głosem dziecka, abyśmy znowu odnaleźć mogli naszą zagubioną.....”
WSZYSTKIE RAZEM – „Ufność Betlejemską”!!!
Anna Kolasińska